"W rytmie passady" autorstwa Anny Dąbrowskiej to książka, którą chciałam przeczytać jakiś czas temu. Jakie wywarła na mnie wrażenie? No cóż, nie było źle, ale szału też nie było.
Początkowo nie mogłam się wkręcić w tą historię. Akcja toczyła się wolno i przez połowę książki było to samo. Autorka miała ciekawy pomysł na fabułę, ale mam wrażenie, że nie został on do końca dobrze wykorzystany. Głównym motywem książki jest taniec a dokładnie kizomba. To mnie ciekawiło, ale tych opisów było dla mnie za mało. Za dużo było za to powtarzających się opisów czyli lęków głównej bohaterki, w pewnym momencie miałam ich dosyć i tylko nie potrzebnie wydłużały one tą książkę. Dodatkowo irytowało mnie zachowanie głównej bohaterki, rozumiem, że cierpiała było jej ciężko, ale po co, co chwilę o tym przypominać 🙈
Na szczęście druga część tej historii ratuje tę książkę. Będąc gdzieś w połowie książki nie sądziłam, że czymś mnie zaskoczy. A jednak autorka to zrobiła! Końcówka była nieszablonowa i zaskakująca. Jeden fragment czytałam dwa razy, aby się upewnić czy dobrze zrozumiałam 😯😯 I jeszcze ta sytuacja z Marcelem, ale z drugiej strony sam tak wybrał 😯 Idealnie do tego pasuje ten cytat "Jest taki taniec, który nazywa się życiem. Nigdy nie wiesz, jak potoczy się twoja historia."
Książkę czytało się szybko, ale bez emocji, szybko o niej zapomnę.