Najlepszy album z dotychczas przewertowanych. Zawadiacko, nakreślone z gibką wyobraźnią, przepełnione jakimś halucynogennym smutkiem. Po rozczarowującej ,,Muszli Ramora'' seria nabrała barwnych kształtów. Malownicze kadry jak z płótna, fantasy mniej oblepione konwencją, a wygnane na wojnę z demonami przeszłości i przygodą, od której paruje w butach. Może i rozrywka drugorzędna, która za mocno pachnie latami 80. XX wieku, ale nie odmówię uroku oraz dziwnego przeczucia, że łamanie bariery fantastycznej mają panowie we krwi.