Przystępniejszy w odbiorze od części pierwszej, ponieważ skupiono się na przygodzie, miast na cynowej heroic fantasy z odzysku. I to jest prawidłowa ścieżka dla tej serii - zamiast schematów upajanie się planami totalnymi, przepychankami słownymi oraz z dala od bogów, na widok których drżą kolana. Bogowie sprowadzeni do mini-kudłaczy złaknieni ludzkiego snu. Więcej tego samego, a rysownik uskutecznia warsztat - nie jest rozpaćkany, jak ,,Muszla Ramora''. Zobaczymy, co z tego będzie, bo zaczyna się nakręcać pozytywka.