Nora Roberts sięga po coraz poważniejsze tematy społeczne. I o ile do tej pory można było je spotkać gdzieś pobocznie, dodatkowo, o tyle coraz częściej stają się one tematem przewodnim kreowanych przez nią historii.
„W poszukiwaniu prawdy” to historia przemocy domowej. To opowieść o ludziach, którzy zaznali w swoim życiu przemocy, zetknęli się z nią, zostali nią naznaczeni na zawsze. Dzieci, ale również dorośli, którzy teoretycznie powinni umieć poradzić sobie lepiej w tak traumatycznych sytuacjach. Czy potrafią? Okazuje się, że przemoc dotykająca drugiego człowieka niezależnie od jego wieku, teoretycznego „przygotowania” rani i boli. Niekiedy uniemożliwia stanięcie ponowne na nogi, spojrzenie światu w twarz. Światu i sobie w lustrze.
To niewątpliwie książka Nory. Napisana w jej klimacie, z jej bohaterami, z ulubionymi fragmentami, na które od czasu do czasu można ponarzekać, ale stanowią one rozpoznawalny element twórczości autorki. Element, który lubimy, i w sumie którego oczekujemy od jej historii.
Mamy więc przystojnego, stanowczego, mega opiekuńczego przystojnego mężczyznę. Mamy młodą kobietę, która nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Mamy ludzi młodych, pewnych i zdecydowanych, gotowych do walki w obronie siebie, swoich ukochanych, swoich wartości i swojej wolności. Wiele jest w „W Poszukiwaniu prawdy” elementów obyczajowych, wiele elementów z pogranicza dramatu, tragedii. Może nawet w niektórych momentach przesadzonych, przejaskrawionych lecz mimo tego, nadal pasujących do siebie idealnie. Niczym puzzle kawałki wskakują na odpowiednie miejsce czekając na odpowiednie dopełnienie.
To z jednej strony smutna historia o tym co ludzie mogą zrobić innym, z drugiej opowieść o tym jak przekuć tragedię w siłę, jak uczynić z niej pancerz chroniący, zapewniający bezpieczeństwo.
Bardzo lubię Norę Roberts w takim wydaniu. Mądrym, ale nieprzejaskrawionym.
Polecam, to dobra lektura.