Czterdzieści lat przeżytych już przez autora niniejszego Vademecum z jedną żoną mogłoby właściwie być wystarczającą poręką, że sprawy przedstawione w tej książce nie są tylko wytworem czystej wyobraźni. A jednak nie byłoby nic bardziej fałszywego od mniemania, że mając tu spisane doświadczenia jednego małżeństwa, powinniście z nich - drodzy czytelnicy - bezwzględnie korzystać, bo skoro dwoje ludzi wytrzymało ze sobą tak długo w zgodzie, coś w tym musi być. Książka ta nie jest bowiem ani pamiętnikiem, ani podręcznikiem. Jako pamiętnik dyskwalifikuje ją fakt, iż nie ma w niej żadnych nazwisk, aczkolwiek autor nie może z całą pewnością wykluczyć, że nie znajdą w niej pewnych zbieżności ze swoimi sytuacjami ludzie, z którymi się w życiu zetknął. Jako podręcznik dyskwalifikuje ją fakt. że w większości wypadków autor radzi, czego w małżeństwie nie należy robić lub też jak się bronić, a więc nie spełnia podstawowego warunku podręcznika: nie wskazuje, nie uczy, ale przestrzega i proponuje, jak się oduczyć. O tym wszystkim pamiętając, korzystać możecie, drodzy czytelnicy, z tej książki, jak się wam tylko podoba. A więc i odczytywać odpowiednie hasła współmałżonkowi, kiedy zdarzy się wam jakaś podobna sytuacja, i chować przed córką, którą wydajecie właśnie za mąż, aby w ostatniej chwili się nie rozmyśliła, jako że z kandydatami na mężów zawsze były i są kłopoty. Cokolwiek jednak byście z tą książką nie robili i jakkolwiek w oparciu o własne doświadczenia życiowe nie komentowalibyście zawartych w niej haseł, wierzcie autorowi, że o jedno tylko chciał w niej zaapelować: o większe poczucie humoru w małżeństwie i o większe poczucie dystansu - w tym związku - wobec samego siebie. W tym sensie, bez żadnych wahań, utożsamić możecie autora z czterdziestoletnim mężem jednej żony.