W trzydzieści lat od pierwszego polskiego wydania nagrodzonej Pulitzerem westernowskiej powieści „Na południe od Brazos” , wydawnictwo Vesper wypuszcza kontynuację – „Ulice Laredo”. Myli się jednak ten, któremu się wydaje że jest to typowy ciąg dalszy "Brazosa", który w swoim zamierzeniu jest powieścią raczej optymistyczną i gloryfikującą czasy Dzikiego Zachodu. Wyczekiwana przeze mnie kontynuacja nie dającej się zapomnieć historii opisanej na stronicach „Na południe od Brazos” okazała się być zauważalnie inna od swojej wcześniejszej poprzedniczki. Przede wszystkim zmienia się jej klimat i to jest - w moim odczuciu - dość istotna i najbardziej zauważalna zmiana. Larry McMurtry zabrał się za pisanie kontynuacji w bardzo trudnym dla siebie okresie -przykuty do łóżka po operacji zakładania by-passów, zdany na łaskę i niełaskę swoich najbliższych możliwe więc, że ten stan mógł odbić się na ostatecznym brzmieniu kontynuacji, która wyrosła tutaj na niezwykle posępną i depresyjną. Wydawałoby się że "Ulice Laredo" to nadal typowo męska powieść ale to nie na mężczyznach tym razem skupia się tu autor. Mamy tu kilka barwnych i pięknych sylwetek płci przeciwnej, które autor stawia na najwyższym podium, jako te niezwykle silne, potrafiące stawić czoła wielu trudnym wyzwaniom, podczas z mężczyzn zdarza mu się kpić. Larry McMurtry nigdy nie spychał kobiet na margines, pomimo akcji umiejscowionej w świecie zdominowanym przez mężczyzn także w "Ulicach Laredo", gdzie ostatnie słowo i tak ...