Dziewczyna, dziewuszka, uczennica. Dzień z tą japońską panną od pobudki do zaśnięcia. Bogactwo myśli, które krążą jej w głowie, meandrują. Zatrzymają się to tu, to tam i już mkną w inną stronę. Czuje się wręcz przy tym oddech dziewczynki, drgnienia jej serca, emocje. Smutek, czasem ból, często jednak oczekiwanie i miłość do życia, który ma słodko-kwaśny smak. W jednej chwili rozpacz, za chwilę zachwyt. Już nie dziecko, a jeszcze nie kobieta. Cóż, ten okres w życiu nie jest prosty, wiadomo. A japońska młodość, to dla mnie w ogóle czary-mary.
Książka z innego kręgu kulturowego, więc albo się z nią popłynie, albo zanudzi. Ja popłynęłam, bardziej ze względu na formę i język niż na treść, choć na tę ostatnią nie sposób patrzeć rozumem, tylko duszą.
„...Uczucie zasypiania jest dziwne. Jakby karaś albo węgorz szarpał za żyłkę, albo coś ciężkiego, jak ołów, ciągnęło na lince moją głowę; ja zapadam w sen, wtedy linka się trochę poluzowuje, ja się wybudzam. I znowu wciąga. Zasypiam. Znowu trochę się luzuje. To się powtarza 3, może 4 razy, aż w końcu wciąga mnie mocno i głęboko, tym razem już do rana.
Dobranoc. Jestem Kopciuszkiem bez księcia. Wiesz, gdzie mnie szukać w Tokio? Już się więcej nie spotkamy.” No to pa, Kopciuszku!