Dobrze, że zabrałam się za komiks, bo książki to bym nie zdzierżyła. Ktoś mi powiedział — za dużo oczekiwałaś! Ano, chyba o to właśnie chodzi, nie, żebym oczekiwała czegoś ciekawego, czegoś, co mnie wciągnie i wyciśnie ze mnie uczucia względem bohaterów, nie?
Od strony graficznej- jest strasznie. Mordki kotów są kanciaste i widać, że postacie to ten samo model, ze zmieniającym się ubarwieniem, pręgami, uszami czy kątem nachylenia wąsików. Nie wyszło oddanie wyglądu pyszczka kociego, kiedy ten syczy, się liże, kiedy po prostu miauczy. Jakbym widziała mutację ludzkiej twarzy (a oczy to już w szczególności) z niekonkretnym futerkowym zwierzęciem.
Od strony fabuły - 'Nie możemy trzymać zwierząt', więc zostawiam kota na ulicy, a co. Przyznaję, bardzo ludzkie zachowania (tjaaa, ludzie tak się, niestety, potrafią zachować). Dokarmiają Saszę, później poluje, później poznaje pewnego kota, później znów poluje, znów poznaje inne koty, później lisy i... i czytam z przymusu. Lubię koty, mój Włodek jest rozpieszczonym dzieciakiem Pańci, ale ci bohaterowie byli mi obojętni, nieważne czy zdechną z głodu, czy zabiją ich lisy. Zupełny brak przywiązania do postaci.
Także, nigdy więcej. Kocie przygody to nie dla mnie.