Ostatnio zdarza mi się trafiać na bardzo nierówne serie i zawsze wtedy się zastanawiam, czy faktycznie różnice między poszczególnymi tomami są takie duże, czy ja czytam je z różnymi oczekiwaniami. I w sumie wolę, gdy to drugie spotkanie z bohaterami jest lepsze, bo to lepiej rokuje na kolejne, ale w tym przypadku tak niestety nie było.
"Twardy zawodnik" to drugi tom serii z Krugłym i Michalczykiem. Pierwszy absolutnie mnie zachwycił, praktycznie pod każdym względem, więc po kolejny sięgałam nastawiona bardzo pozytywnie, zwłaszcza że te dużo nowsze powieści Marka Stelara także są świetne, a to dowód na to, że trzyma wysoki poziom przez lata.
Niestety "Twardy zawodnik" w moim odczuciu okazał się być trochę przekombinowany. Podobało mi się, ale wątków było dla mnie trochę za dużo. Autorowi udało się je wszystkie dość sprawnie połączyć i rozwiązać, nawet było to wszystko względnie wiarygodne. Niektóre były niepotrzebnie rozwleczone, ale i tak tempo akcji było całkiem dynamiczne.
Myślę, że największy wpływ na mój negatywny odbiór miała konstrukcja tej powieści i dość przydługi wstęp, który był zupełnie niepotrzebny, bo wynikająca z niego część akcji nie miała ostatecznie aż takiego znaczenia dla fabuły i byłaby w pełni zrozumiała bez niego. O konstrukcji wspomniałam dlatego, że w moim odczuciu, gdyby kolejność wątków była ułożona troszkę inaczej, to powieść zyskałaby na atrakcyjności.
O ile w pierwszym tomie relacja dwójki głównych bohaterów ujęła mnie tym, że wymykała się schematom, to niestety rozwinęła się w absurdalnym kierunku. Było to spowodowane okolicznościami wynikającymi bezpośrednio z fabuły tej książki, więc można by to tak usprawiedliwić, jednak dla mnie to za bardzo naciągane.
"Twardy zawodnik" w moim prywatnym rankingu książek Marka Stelara znajdzie się na przedostatnim miejscu, wyprzedzając tylko "Wybraną". To, co niezwykłe w twórczości autora to to, że nawet te powieści, które uważam za najgorsze, są obiektywnie cholernie dobre, więc chyba za nie podziwiam Stelara jeszcze bardziej.
Moje 7/10.