Elijah i Jessica pochodzą z dwóch światów i gdyby nie przypadek pewnie nigdy by się nie spotkali. Ona miała zostać stażystką w Nowym Jorku, z czego bardzo się cieszyła. Wiedziała doskonale, że to szansa, której nie dostaje każdy. Jednak już po przyjeździe zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Prywatny kierowca, piękna posiadłość, gosposia – takie warunki na pewno nie są dla zwykłych stażystów. On jest synem właściciela, przyszłym prezesem. Spodziewa się, że każdy tak będzie go traktować. Jednak jest zupełnie inaczej. Nie tylko jedzie z jakimiś innymi młodymi ludźmi, ale również to z nimi ma zamieszkać. Czy aby na pewno tak ma być?
Dość szybko zagadka się rozwiązuje. Oboje mają takie samo nazwisko, przez co dochodzi do pomyłki. Jessica pragnie od razu wyjaśnić nieporozumienie, jednak Elijah ma zupełnie inne plany. Widzi w tym szansę na poznanie firmy od zupełnie innej strony, dla młodej kobiety również jest to szansa na duży rozwój. Czy ta zamiana wyjdzie im na dobrze? Czy Jessica wykorzysta swoją szansę? Co odkryje Elijah? Jak potoczy się znajomość tej dwójki?
Książka mi się podobała. Dla mnie to taka lżejsza historia idealna na leniwe, letnie popołudnie. Może nie zapadnie w pamięci na długie miesiące, ale naprawdę fajnie się ją czytało. Akcja sprawnie poprowadzona, z ciekawymi zwrotami. To opowieść o miłości, ale nie tylko, również o „zderzeniu” dwóch światów, zamianie miejscami. Książkę czytało się szybko, a podczas czytania towarzyszyły mi emocje (może nie jakieś bardzo duże, tylko takie mniejsze, ale były).
Bohaterowie ciekawi, oboje dobrze wykreowani. Osobiście ich polubiłam, jednak nic więcej niż w zarysie historii wam o nich nie powiem.
„The Name Drop” to fajna propozycja na letnie popołudnie. Mnie się podobała i polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA