Ckliwe, łapiące za serce obozowe love story. Czyta się łatwo i z przyjemnością. Jest Wielka Miłość, przeciwności losu i happy end. Coś dla miłośników oryginalnych obyczajówek i hollywoodzkich melodramatów.
Nie będę się rozpisywać o powieści, bo swoją opinię przede mną wyraziło 1800 osób. W kilku słowach: książka bardzo mi się podobała, nie mogłam się od niej oderwać, wręcz czytała się sama.
A prawie sielankowy obraz Auschwitz? Jestem dorosła, przeczytałam mnóstwo literatury obozowej i potrafię odsiać prawdę od fikcji, mnie to nie przeszkadzało. Rozumiem, że autorka spisała wspomnienia starego, bardzo starego człowieka, któremu pewnie po kilkudziesięciu latach wspomnienia się zatarły, część z nich wyblakła, towarzyszą mu teraz inne emocje, o części w ogóle po prostu zapomniał. I rolą autorki, skoro spisuje wspomnienia wcale nie musiało być prostowanie i uwiarygadnianie tej historii. Spisała i cześć. Efektem jest wyjątkowa książka - fabuła, oryginalność, wzruszenia, inne emocje, bohaterowie.
Kłopot zaczyna się dopiero, gdy pod lupę weźmiemy miejsce akcji, obóz koncentracyjny, na myśl o którym każdy Polak poważnieje i mentalnie staje na baczność (ja też). I nie ma żartów. Do tła można podejść poważnie i odpowiedzialnie, zrobić gruntowny research, pojechać na wizję, dać ekspertom do weryfikacji, być dbałym o każdy szczegół ( jak np. autor „O północy w Czarnobylu”, „Brzydkiej królowej”, czy choćby „Stulecia Winnych”). Można też podejść do tematu le...