Nie wchodziły mi te Nalewki. Zupełnie nie wchodziły. Czytałam je upiornie długo. Czemu? Bo życie, które toczy się na Nalewkach jest skomplikowane, bujne i bogate w wydarzenia. W czystej teorii można by rzec, że jest to kryminał. Bo trup jest. I to nieprzypadkowy. Ale... właśnie... tak naprawdę jest to fenomenalna opowieść o życiu przedwojennej Warszawy, a konkretniej jednej ulicy, która, można by rzec, cieniem kładzie się na renomie stolicy.
Bo Nalewki to handel (nie zawsze legalny), to kombinowanie, to interesy. Bo Nalewki to ulica głównie żydowska. Książka ta nie może być zaliczona do kryminałów retro z prostego powodu. Napisana została przed wojną, a zatem:
- język nie jest stylizowany, a dokładnie taki jak wówczas na ulicach istniał
- społeczeństwo nie jest ani wybielone, ani oczernione, bo w tamtych czasach nie istniało pojęcie "poprawności politycznej", a nawet jeśli, to i tak Tajemnice Nalewek zostały napisane PRZED wybuchem II WŚ, a co za tym idzie, przed holocaustem. Co ma zapewne gigantyczny wpływ na treść i przekaz (tak przynajmniej ja to odbieram).
Nie jestem polonista, ani bibliotekarzem - w ogóle zawodowo nie miałam nigdy do czynienia z literaturą, stąd moja opinia jest po prostu moja, jako czytelnika, ale...
Ale, ale...
Gdyby to był kryminał retro, uznałabym zapewne, że jest strasznie przegadany. (Pewnie dlatego mi te nalewki nie wchodziły), podejrzewam jednak, że przed wojną królował taki styl, jeśli można to tak ująć. Dzięki komen...