Opinia na temat książki Szmira

@tsantsara @tsantsara · 2019-11-30 09:19:01
Przeczytane Rozrywka Literatura angielska
"Siedziałem u siebie w biurze; umowa najmu mi wygasła i McKelvey rozpoczął postępowanie, żeby mnie wyrzucić."

To jest szmira. Czy coś, co wygląda jak szmira, może nią nie być? I tak i nie. Bukowski pisze o tym tak: „Albo człowiek ma rację, albo się myli, albo jedno i drugie”. ( s.127) A może jeśli ktoś sugeruje, że coś jest czymś, to już tylko przez to tym nie jest, bo to świadomy zabieg? To by był ten Bukowskiego „optymistyczny pesymizm” - „kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a Twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens.”? Tak? Ale nie od razu. To (wystylizowana) szmira, choć świetnie napisana, co może brzmieć jak oksymoron. Literacki odpowiednik tego, co się mówiło o szmirowatym kinie: „reżyser cham, aktorka ruda, publiczność niewybredna”. Tyle, że może w tej szmirze kryje się coś jeszcze?

O tak – nieposkromiony humor. Tani, ale błyskotliwy. Ponadto zgrabna zabawa z mitem starego Hollywood, odświeżanie go. Jak? Przez dekonstrukcję postaci, m.in. Filipa Marlowe’a w osobie Nicka Belane’a – tu widać wyraźniej niż u Chandlera, że to mitoman, nicpoń, erotoman-gawędziarz, leniuch i pijak (ale wcale przez to nie staje się mniej sympatyczny). Dalej - przez przywołanie kultowych miejsc, jak lokal Musso & Frank Grill, który od 1919 roku NAPRAWDĘ ma styl i klasę (spójrzcie w internecie na ten elegancki wystrój z lat 30ych i na to, co się tam jeszcze dziś serwuje). W latach 30ych był to ulubiony lokal Johna Fantego i innych scenarzystów hollywoodzkich filmów kryminalnych. Jednak dla Bukowskiego Fante to nie scenarzysta, lecz niedoceniony za życia pisarz, którego sam uwielbiał i promował. Nie tylko cenił go jako pisarza, ale też pewnie był świadom, że właśnie tacy literaci jak Fante, a także Céline - piszący brudnym, argotycznym językiem - przecierali ścieżki dla niego samego i jego utworów. W każdym razie docenia to, obsadzając ich w swej ostatniej powieści. Céline występuje w niej nawet w roli prawie nieśmiertelnego pisarza, gościa, którego śmierć nie może ścignąć, bo na nieśmiertelną sławę i wszechmocna Pani Śmierć jest za mała... A właśnie - stosunek do śmierci to kolejna perełka warta wyeksponowania. Śmierć to w anglosaskim środowisku kulturowym raczej mężczyzna, ale pojawiała się przynajmniej od 19 wieku w literaturze i malarstwie pod postacią pięknej kobiety (germańska Hel – pół kobieta, pół kostucha, Marzanna, „zatrute źródła” Malczewskiego). Ale pod postacią „fajnej dupy” jak dotąd mogła pojawić się może tylko u Woody Allena... ”W życiu nie widziałem takiego tyłka.” – pisze Bukowski o Pani Śmierci –„ Brak mi słów, żeby go opisać. Brak i koniec. Nie zawracajcie mi teraz głowy. Chcę sobie pofantazjować o tym tyłku.”(s.13). No, hurysa, nie śmierć... A Bukowski nie salafita, więc wystarczy mu jedna. Do tego muzyka: ciekaw jestem CO Erica Coatesa pogwizduje sobie Belane... Coates, podobnie jak Fante, dorabiał w Hollywood pisząc muzykę do filmów (m.in. „The Dam Busters”, 1943), wiele jego kawałków skończyło jako jingle w radiu i TV, w czasie II Wojny Światowej pisał marsze, puszczane w Wielkiej Brytanii w zakładach przemysłowych dla pokrzepienia serc. Ale, tak jak Fante pisarzem, on chciał być prawdziwym kompozytorem, nie tylko autorem pracującym dla przemysłu rozrywki.

Docenić należy autoironię Bukowskiego – choć Belane to nie Chinasky, czyli powszechnie znane alter ego autora, to jednak i jego wyposażył chyba w niejedną własną cechę. Wystarczy spojrzeć na TWARZ autora i dialog Belane'a z hotelarzem, kiedy zjawia się w hotelu – co też to czasem już po samej twarzy człowieka można sądzić:
-Alfons?
-O nie, skądże znowu!
-Handlarz narkotyków?
-Nie, nie.
-Szkoda, potrzebuję kokainy.
-Sprzedaję Biblie, proszę pana.
-To obrzydliwe! (s.125)
Bukowski wie, co to znaczy mieć kłopoty z twarzą. Mimo to, a może właśnie dlatego nic sobie nie robi z politycznej poprawności – to chyba za to go dziś wielu zmęczonych nią tak kocha. Nie dba też o język – ten jego jest dosadny, grubiański, bezpośredni, a tutaj nad uśmiech przedkłada nawet rechot. I to jest jego siła. Nie mogę zaprzeczyć. I zarazem program literacko-egzystancjalny. Ale nie tylko to jest w tym języku: tu nie ma zdania, które jest niepotrzebne! I to jest sztuka pisania. Coraz bardziej nieobecna w świecie. Odwrotność wodolejstwa. Oto jeden z dialogów detektywa z Célinem, czytającym „The New Yorkera”:
Céline: -Mają problemy.
Belane: -Jakie?
Céline: -Nie potrafią pisać. Nie umie ani jeden. (s.18)
Bukowski by potrafił. Podobnie jak Céline. Ale w pismach piszą inni. I tu jest pies pogrzebany.
Bukowski być może jest jednym z ostatnich autorów, którzy mieli bogatszy, ciekawszy życiorys niż ich książki. Znamienny jest komentarz Céline’a, przeglądającego w antykwariacie „Kiedy umieram” (sic! – Bukowski pisząc to, też już umierał i wiedział o tym – ten dystans do siebie! A wymienia dalej w podobnym kontekście jeszcze „Nie ma powrotu” Toma Wolfe’a) Faulknera: „W dawnych czasach życie pisarzy było ciekawsze od ich książek - rzekł. -A teraz ani ich życie, ani książki nie są interesujące.” (s.50) Stara szkoła, że żeby pisać, trzeba najpierw coś przeżyć...
Faulkner, Céline, Fante (i Dante?) – to literackie anioły z wyboru Bukowskiego, które odprowadzają go na schadzkę z Panią Śmiercią. A tajemniczy Czerwony Wróbel, przed którego poszukiwaniem Śmierć Belane'a ostrzegała, bo to się źle skończy? Symbol socjalizmu (lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu)? Maskotka z Bad Birds? Zastępnik nie tyle Chrystusa, co Nicości dla cynicznego, ale też niewierzącego w żadne ideologie ani religie bohatera? A może to figura zastępująca „czarnego wróbla” – Black Sparrow Books – nazwę firmy wydawcy Bukowskiego, własność Johna Martina (w „Szimrze” - John Barton), który w swej "stajni", oprócz Bukowskiego, miał jeszcze Bowlesa, Fantego i wielu innych?

Podobał mi się dowcipny zabieg, w którym mafia przefarbowuje cytrynowego z natury kanarka na czerwono, natomiast kiedy czerwony Absolut (czytaj: Czerwony Wróbel) dziobnie i połknie bohatera, okazuje się wewnątrz, że jest z nim właśnie odwrotnie: z zewnątrz czerwony, a w środku - żółty...Kto wie, co za mafia przemalowuje po drugiej stronie. Faktem jest, że ostateczny efekt kolorystyczny wydaje się podobny. Bóg to też farbowany kanarek?
Ocena:
Data przeczytania: 2017-10-14
× 1 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Szmira
5 wydań
Szmira
Charles Bukowski
6.9/10

Powieść Szmira przewrotnie zadedykowana "złemu pisarstwu", jest błyskotliwym, dowcipnym i niezwykle kunsztownym pastiszem stylów i konwencji występujących w brukowej prozie. Stanowi wyjątkową pozycję ...

Komentarze

Pozostałe opinie

Czy czytaliście kiedyś książkę, która była tak doszczętnie absurdalna, ale jednocześnie wyrywając się wszelkim konwencjom genialna? Szmira Bukowskiego właśnie taką jest. Autor, który dedykuje swoją p...

Z Bukowskim się łajdaczę i zawsze kończę marnie* "Zdzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę tak, jak się zwykle podnosi słuchawkę. No może niezupełnie. Bo skojarzyła mi się ze słoniowym balasem. Bądź c...

To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. I choć muszę przyznać, że jego cytaty zawsze mnie zachwycały, tym razem poczułam lekkie rozczarowanie. Nie mniej jednak na pewno sięgnę po jego inne dzieła. ...

Chcę w prezencie. Boże mój, bardzo chcę w prezencie! Pierwsze spotkanie z Bukowskim i od razu strzał w dziesiątkę. Czuję, że się mocno polubimy. Czytaniu tej książki towarzyszą dwa scenariusze: jeden ...

@Goszka@Goszka
© 2007 - 2025 nakanapie.pl