Po tym jak pani Sharon Owens postanowiła uśmiercić partnera głównej bohaterki w swojej świątecznej książce, postanowiłam użyć broni ostatecznej - harlequina. Tam na pewno nie będzie takich dramatów, prawda?
I tu się myliłam. Gordon to jeszcze większa psychopatka niż Owens. Główna bohaterka "SZCZĘŚLIWEJ (tak tylko przypominam) gwiazdki" Alysa traci partnera w wypadku. Ale to jeszcze nic, jak się okazuje przebywał on wtedy ze swoją kochanką (ona też ginie). Myślicie, że to już ostateczny cios? Skądże. Alysa była w ciąży i poroniła. Dziwię się, że jeszcze do tego nie oślepła (przepraszam, ale Lucy Gordon wydobyła ze mnie najgorsze instynkty).
Na koniec Alysa spiknie się z wdowcem po kochance swojego nieżyjącego partnera (nie wiem czy dobrze określiłam te zagmatwane relacje). Lucy, czy ty jesteś normalna?! Jeszcze kilka takich historii i zacznę sama pisać romantyczne świąteczne książki, w których NIKT NIE UMRZE. Do cholery, nie róbcie mi tego w świątecznym okresie! Może powinnam przerzucić się z powrotem na horrory, tam to się przynajmniej można cieszyć z czyjegoś zgonu, i to bezkarnie ;)
Tak, stanowczo, przerzucam się na horrory.