„Światu nie mamy czego zazdrościć” to jeden z lepszych reportaży, jakie kiedykolwiek czytałam. Niezwykle wyważony, unikający wielkich słów, a jednocześnie dosadny i mocny. Autorka pod pretekstem historii sześciu bohaterów, z którymi rozmawia, opisuje historię Korei Północnej. Okazuje się bowiem, że najlepiej historię tego kraju i to, co się w nim dzieje, można poznać nie jadąc do Pjongjangu, ale rozmawiając z ludźmi, którym udało się uciec z Korei. Stolica tego kraju jest swego rodzaju teatrzykiem, który pokazuje się turystom i dziennikarzom zagranicznym - eleganccy mężczyźni, piękne, umalowane kobiety, kolorowe witryny sklepowe to coś, co widzą w Korei przyjezdni. Jednak to, co widzą mieszkańcy tego kraju to przede wszystkim chroniczne niedożywienie, śmierć na ulicach i dzieci błąkające się się na dworcach kolejowych i szukające jakichkolwiek okruchów jedzenia.
Autorka trafnie opisuje reżim Kim Ir Sena i Kim Dzongila, w niezwykle ciekawy sposób ilustrując to, jakimi metodami posługiwali się przywódcy Korei Północnej, by siać swoją absurdalną propagandę.
Wiele historii przedstawionych w tej książce jest szalenie poruszających i trudno czytać ten reportaż bez refleksji na temat tego, jak władza w łatwy i zadziwiająco skuteczny sposób może kontrolować swoich obywateli, wmawiając im jednocześnie, że to najlepsze życie, jakie mogą dostać i że - jak nosi nie tylko tytuł tej pozycji, ale także propagandowe plakaty na ulicach Korei - „światu nie mają czego z...