Wszystkim silnym kobietom" - taka piękna dedykacja widnieje na początku tej historii.
To była dla mnie emocjonalna podróż. Bohaterka tej powieści nosi imię moich babć. Tak, babcia ze strony mamy i babcia ze strony taty miały tak samo na imię. Oprócz imienia łączą je czasy, w których przyszło im żyć, częściowo łączą je też doświadczenia. Niestety wiele z nich owianych jest tajemnicą, ale jednego jestem pewna, to były silne kobiety, nie miały wielkiego wyboru - one musiały być silne.
To pierwszy tom sagi Nawłociowe wzgórze. Przeznaczenie i rodzinna klątwa, która przewija się na kartach powieści sprawiła, że jestem ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterów uwikłanych w rodzinne fatum.
Autorka przenosi nas do roku 1945 na Ziemie Odzyskane, na mazurską wieś.
Małgorzata Manelska doskonale odtwarza realia tamtych czasów i aż dreszcze przechodzą, z jakimi trudami zmagali się zwykli mieszkańcy, ci którzy zostali i ci, którzy przybyli.
Po wojnie życie wcale nie stało się łatwiejsze. Ludzie nie ufali sobie nawzajem, często człowiek człowiekowi był wilkiem, czasem nawet rodzina okazywała wrogie nastawienie.
Stefania doświadczyła ogromnej przemocy i cierpienia. Upodlona, zraniona wraca do rodzinnej wsi. W jej łonie rośnie nowe życie poczęte z przemocy.
Rodzona siostra Stefanii, Kazia nie ma dla dziewczyny serca. To kobieta zazdrosna i zawistna. Ciężko jest zrozumieć jej postępowanie, mimo, że zdaję sobie sprawę z realiów, jakie wtedy pa...