Wiktor Woroszylski był poetą i prozaikiem, a także tłumaczem z języka rosyjskiego. Przyznaję się, że musiałam się przestawić na jego język, barwny, bogaty, pełen porównań i niedomówień. Książka jest napisana jako pamiętnik Michała Sałtykowa- Szczedrina, o którym wcześniej nie słyszałam. Tworzył w drugiej połowie XIX wieku i był też redaktorem pism literackich. Dzięki temu, że był przez pewien czas na był zsyłce politycznej i pracował na prowincji, a nawet był wicegubernatorem możemy zobaczyć jak zmieniała się Rosja pod koniec XIX wieku. Tylko, czy się zmieniała, od dekretów Cara na prowincję daleka droga. Jednak główny trzon powieści to jest świat literacki Rosji i jego obraz. Przewijają się takie postacie jak Gogol, Turgieniew, Dostojewski i inni, ich starcia, ale też przyjaźnie. Poznajemy konflikty z cenzurą i władzą carską, jak to można powiedzieć:„łaska cara na pstrym koniu jeździ”. Mnie zaciekawiła taka bezkrytyczna miłość do Francji i wszystkiego co francuskie. Powieść też dzieje się w kurortach europejskich, do których inteligencja rosyjska jeździła.
Dla kogoś zainteresowanego życiem literackim, ale też ogólnie życiem w Rosji pod koniec XIX wieku będzie to lektura pasjonująca. W tym okresie tworzyli najwybitniejsi pisarze XIX wieku, twórcy tak zwanej „ powieści rosyjskiej” i możemy ich poznać z innej perspektywy.