"Wtedy, mruknąwszy coś o babskiej głupocie, jął się zbierać z łóżka. Razalja nasłuchiwała niespokojnie, czuła się czemuś winna, bo ona bardziej tego dziecka pragnęła. Ma Łukasz przez nią znosić niewygodę? noc niespaną?... Usłyszała, że wszedł na stryszek, deski zatrzeszczały, a proch i tynk posypał się w słońce. Miał tam uskładane trochę siana. Zeszedł i rzucił z rozmachem tęgą przygarść na klepisko izby. Było wonne, wysuszone na wiór, szumiące. Zapytała, co ma z tem zrobić..."