Od poprzednich książek z cyklu trudno było mi się oderwać, więc oczekiwania miałam dość duże. I niestety się trochę przeliczyłam. "Słup ognia" także jest bardzo ciekawy, ale jednak brakuje mu magicznego klimatu, który miały poprzednie części.
Tym razem zamiast opisów monumentalnych budowli i procesów ich powstawania mamy opis tworzenia... siatki szpiegowskiej. XVI-wieczna Europa jest targana konfliktami na tle religijnym. Katolicy i protestanci próbują się wzajemnie przechytrzyć, a w tle toczy się gra o tron.
Tym razem mamy też bardzo dokładnie przedstawione historyczne tło opowieści. Z jednej strony bardzo mi to przypadło do gustu, ponieważ lubię historię (ba, planowałam pójść na studia w tym kierunku). Jednak trudno czytać z wypiekami na twarzy opis wydarzeń, gdy zna się ich ciąg dalszy (np. noc św. Bartłomieja we Francji czy los hiszpańskiej armady). Nic więc dziwnego, że moja przyjemność z lektury nieco zmalała.
"Słup ognia" tak naprawdę wciągnął mnie dopiero od 500 strony. Powód? Mnogość postaci, z punktu widzenia których poznajemy wydarzenia. Bohaterowie nie są nudni - co to, to nie - jednak jest ich zbyt wielu, a ich losy nie są ze sobą wyraźnie powiązane. Ot, część dzieje się w Hiszpanii, część we Francji, jeszcze inne w Anglii bądź Niderlandach.
Mimo wszystko, książkę czytało mi się przyjemnie. Szczerze polecam cały cykl (z tym, że poprzednie części bardziej).