,,Wiesz, jak to jest, weny nie da się przewidzieć, zatrzymać ani zaplanować. Pisanie jest mną, ja jestem pisaniem, dzięki temu żyję(...)"
Cała opowieść hipnotyzuje od samego początku takim mgielnym piórem. Postacie widać, że gdzieś pędzą, ale w tym wszystkim potrafią się zatrzymać i dumać nad wybranymi aspektami życia. Często widziałam tutaj poezję, takie piękno, które określali jako coś nieuchwytnego, jakby wspomnienie, jednak w formie teraźniejszej. Cała opowieść ma coś takiego, czego nie ma w innych książkach. Ciężko jest to nazwać, być może chodzi o to, że w dużej mierze treść skupiona była na pisarzu, który tworzył wspaniałe książki. Oraz kobiecie, która uważała, że w danym człowieku można zakochać się więcej niż raz. I pomimo tego, że jest tutaj średnia ilość dialogów, to jednak w większości treści jest to osobista opowieść każdej z postaci. Często opowiadają nam swoje myśli i argumentują dlaczego myślą w ten sposób. I nie chodzi tu tylko o zapełnienie czymś stron, ale o przedstawienie życia jako ulotna chwila, która w każdym momencie może być ostatnią. Postacie poprzez swoje stracone szanse chcą nam pokazać, by cieszyć się nawet z drobnych rzeczy, by potrafić przebaczać, by dawać sobie kolejne szanse, a nie w momencie upadku czekać na wyrok.
Czy mi się ta historia spodobała? Zdecydowanie tak. Jest to dramat, który pod koniec bardzo przyspiesza. Jego zakończenie można zwieńczyć słowami, że nic nie jest wieczne. W momencie wielkiego bólu tracimy nadziej...