„Życie nie zawsze jest sprawiedliwe i niektórym przynosi tylko cierpienie.”...
W jednej chwili może przerodzić się w najgorszy twój koszmar. O tym przekonuje się Rupert Ogrodnik, który po przebudzeniu w szpitalu nie pamięta ostatnich wydarzeń. Wizyta policji potęguje jego niepokój, a informacje, które przynoszą, zmieniają wszystko. Ktoś brutalnie zamordował jego żonę, Kalinę, a on sam stał się jednym z podejrzanych. Stopniowo uświadamia sobie, że tak naprawdę wcale nie znał swojej żony, a to, co uważał za prawdę, okazało się jedynie iluzją. Chcąc oczyścić się z podejrzeń, wraz z przyjacielem, byłym policjantem, próbuje odkryć, kim tak naprawdę była kobieta, którą kochał, i kto doprowadził do jej śmierci.
Nie mam wątpliwości, że w życiu trudno liczyć na sprawiedliwość. Często jednak zastanawiam się, czy istnieje jakiś limit zła, które może spotkać jedną osobę. Ile ciosów od losu można przyjąć, nie tracąc wiary, że sytuacja się odmieni? Czy można na to liczyć, biorąc pod uwagę, że zawsze miało się pod górkę? Od początku znamy finał losów Kaliny, jednak dopiero odkrywając jej przeszłość, w myślach wybrzmiewają powyższe pytania. Jej historia porusza, emanuje smutkiem i dławi niesprawiedliwością. Jest równie istotna jak warstwa kryminalna, którą śledzimy z perspektywy męża Ruperta. Tu również doświadczymy wielu emocji. Rozpacz zmieszana zagubieniem i narastającym zwątpieniem. Każdy skrawek wspomnień wydaje się cenny, a każda nowo odkryta informacja zmienia perspektywę na sytuację, nieustannie podtrzymując napięcie. Autorka podejmuje wiele trudnych tematów, stawiając pytania, czy środowisko, w którym dorastamy, determinuje nasze dalsze życie. Czy osoba, która nigdy nie zaznała miłości, będzie zdolna do kochania i troski o swoich bliskich. Z drugiej strony, czy mając w życiu wszystko, można stać się zdolnym do czynienia zła? Końcówka pozostawia nas z wieloma pytaniami, burzą myśli i oczekiwaniem na kolejny tom.