Autorzy kryminałów przyzwyczaili nas do tego, że śledztwo prowadzi ekscentryczny geniusz, który dzięki swojej intuicji, siódmemu zmysłowi i splotowi niespodziewanych wydarzeń w mgnieniu oka typuje sprawcę, zanim ten na dobre rozwinie swoje mordercze instynkty.
Rzeczywistość nie jest jednak tak kolorowa, funkcjonariusze rzadko mają możliwość, by poświęcić się w pełni jednej sprawie. Mozolnie zbierają skrawki dowodów, które próbują potem poukładać w całość, a to i tak nie gwarantuje wykrycia przestępcy. Choć popełniają błędy, jak każdy, to sukcesy Archiwum X pokazują jak wielką rolę odgrywa prawidłowe zabezpieczenie nawet tych śladów, których w danym momencie nie da się wykorzystać.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której zwykli obywatele zatrzymują podejrzanie zachowującego się człowieka. Przekazują go w ręce stróżów prawa, ci przesłuchują go i dają wiarę jego wyjaśnieniom. Spędził w areszcie tylko jedną noc, choć miał już na koncie dwa zabójstwa. A przynajmniej dwa z okresu poprzedzającego zatrzymanie udało mu się potem udowodnić.
To nie jest tylko hipoteczne wydarzenie. Do czegoś takiego doszło w 1980 roku na Pomorzu. Do tego faktu dotarł Krzysztof Wójcik, autor książki "Skorpion", w której relacjonuje historię Pawła Tuchlina. Nie jest to klasyczny reportaż, przypomina raczej powieść fabularną, gdyż mamy podział na kilka perspektyw - ofiar, ich rodzin, milicjantów i samego zbrodniarza. Chronologicznie towarzyszymy im od pierwszego zabójstwa, z...