Ryszard Springer długo planował wymarzony urlop na Krecie. Był doświadczonym żeglarzem i nurkiem, więc atrakcją, na którą szczególnie niecierpliwie czekał, była możliwość pływania wśród greckich raf i uprawianie fotografii podwodnej. Z początku wydawało się, że wszystkie oczekiwania zostały spełnione. Wraz z przyjacielem, znanym konserwatorem sztuki, mającym biuro w Paryżu, autor wypływał na dalekie wyprawy, zachwycał się miejscową fauną i wykonał wiele pięknych zdjęć. Te sielankowe wakacje zostały jednak brutalnie przerwane. Nagle, jak grom z jasnego nieba na autora i jego przyjaciół spadła grecka policja, oskarżając turystów o wszelkie możliwe przestępstwa od pogwałcenia wodnej strefy chronionej, na przemycie dzieł sztuki kończąc. Springer nie stracił zimnej krwi. Nie przeszło mu przez myśl, że niewinny człowiek miałby się czegokolwiek obawiać, tylko dlatego, że jest turystą, więc nie dał się zastraszyć ani przesłuchującym go policjantom, ani typom spod ciemnej gwiazdy, z którymi był zmuszony dzielić areszt. Niestety jego przyjaciel nie był tak odporny. Kiedy dowiedział się, że grozi mu piętnaście lat więzienia, popełnił samobójstwo. Autor książki szybko przekonał się, że był to dopiero początek koszmaru zgotowanego mu przez zbiurokratyzowany i chaotyczny grecki wymiar prawa. Nigdy jednak nie poddał się rozpaczy i nie przestał walczyć o swoją godność i całkowite uniewinnienie. Jego postawa może być wzorem dla każdego, kto jest zmuszony do zmierzenia się ze ślepą Temidą.