Skoro dzisiaj Dzień Kobiet, to mam dla Was słów kilka (dziesiąt) o cudownej serii Mony Kasten, na którą polowałam już od dawna. "Save me", "Save you", "Save us" to piękne powieści o wyjątkowej miłości dwojga zupełnie różnych osób. Ona zwykła, inteligentna, pracowita i zamknięta w sobie dziewczyna, ktej marzeniem są studia w prestiżowym collegu. On bogaty, zdolny, lecz pruderyjny, żyje chwilą. Ale tak naprawdę to jego życie jest z góry ustalone, zaplanowane przez surowych rodziców. I choć ich szkolna znajomość zaczyna się dość intrygująco i nieprztjemnie, z biegiem czasu oboje odkrywają się przed sobą. Poznają uczucia, których nie znali. Jednak ich wspólna przyszłość nie jest usłana różami. Non stop ktoś rzuca im kłody pod, niszcząc wielu niewinnych ludzi. Ale jak to bywa z takimi powieściami, jest i happy end tylko trzeba mocno na niego zapracować. Ale z pomocą najbliższych i przyjaciół wszystko jest możliwe.
Jak tylko zaczęłam czytać część pierwszą, już wiedziałam, że będzie to moja ulubiona seria. Jest lekka, przyjemna, bardzo emocjonująca, mocno wciągająca i subtelnie zmysłowa.
Bohaterowie, pomimo młodego wieku, są nadzwyczaj odpowiedzialni, inteligentni, odważni, w każdej chwili gotowi do największych poświęceń, jeśli w jakikolwiek sposób ocali tych, na których im zależy.
Bardzo lubię, gdy ta sama fabuła opowiadana jest z perspektywy kilku osób, bowiem w ten sposób mam dokładny obraz danej sytuacji. Sytacji,...