Ależ mnie dopadła czytelnicza niechęć! Niby w ostatnim miesiącu czytałam, ale rzadziej, wolniej, bez zwykłej radości, raczej z przyzwyczajenia. To pewnie kwestia doboru kilku ostatnich lektur - trudnych i wymagających, przepuszczających przez wyżymaczkę.
Nigdy bym nie sądziła, że pochłonięte w jeden wieczór „Begin again” - romansidło, w dodatku YA, wyciągnie mnie z marazmu, przecież ja takich książek ani nie lubię, ani nie poważam.
A tu… No proszę! Wszystko się zgadzało, nic nie irytowało, z każdą stroną było coraz lepiej, bo pomimo pozornej miałkości fabularnej autorka w lekkiej formie zahacza o ciężkie tematy. Tymczasem główny temat to studencki romans z collegu między aroganckim dupkiem - samcem alfa oraz jego współlokatorką - niepozorną, rzekomo niezależną i pryncypialną młodą kobietą. Oboje zranieni, choć pozornie beztroscy, każdy z sekretem grubego kalibru. Treść książki to odkrywanie tych tajemnic i droga, którą ta dwójka musiała pokonać do finałowego happy endu.
Nie mam wyrzutów sumienia, że piszę o szczęśliwym zakończeniu, bo od pierwszych stron wiadomo o tym, że będzie dobrze.
A że przewidywalna? No to co? Że postaci trochę sztampowe, a treść wydumana? NIeszkodzi! Trochę cukierkowa? A niech tam!
Czytałam z przyjemnością i tylko żałuję, że nie trafiłam na takie „Begin again” jak miałam z 18 lat.