Gdyby to była moja pierwsza lektura Małeckiego, byłabym zachwycona, a tak - jestem, ale jakby mniej. Nawet nie dla tego, że czytając myślałam: ale to już było, tylko apetyt miałam zaostrzony.
Gdybym w ciemno miała obstawiać o czym będzie „ Saturnin ", strzelałabym, że opowieść o prostych ludziach zahaczająca o wojnę. I trafiłabym.
Gdybym miała przewidzieć co mnie na pewno zachwyci, odpowiedziałabym, że magiczne pisanie o zwykłych ludziach i sprawach. I tak się stało.
Czy jestem takim znawcą Autora? Czy zaczyna być trochę powtarzalnie? Niedawno czytałam dwie powieści Małeckiego i odnoszę wrażanie, że wioska Saturnina, Hani i Tadeusza położona jest gdzieś pomiędzy Dygotem a Rdzą. Powinnam zrobić większą przerwę pomiędzy lekturami. Szkoda po prostu, że mnie autor tym razem bardziej nie zaskoczył, ale i tak powieść sprawiła mi dużo przyjemności i nadal pozostaję fanką Jakuba Małeckiego .
„ Saturnin” to rodzinna baśń opowiadana przez przedstawicieli trzech pokoleń: wnuka, matkę i dziadka. I jeszcze jednego narratora. Tak sobie chodzą, leżą, podpatrują, żyją, wspominają, a różne myśli snują im się po głowie. O rodzinie, która dla każdego z nich jest nie najprzyjemniejszym obowiązkiem, o niespełnionych marzeniach, paśmie porażek, poczuciu winy, lawinie rozczarowań i niewyjawionych tajemnicach. Smutno jest bardzo i im, i czytelnikowi. Myśli, jak to myśli, przekraczają często barierę rzeczywistości, granice między światami rozmywają się i mieszają i w końcu trudno odróżnić prawdę od iluzji.
Fabuła jest bardzo prosta. Któregoś dnia znika z domu 90-letni, zamknięty w sobie dziadek. Matka - kobieta, która chciałaby się wszystkimi opiekować najlepiej jak to możliwe, wzywa na pomoc syna. Saturnin, mający problemy z samoakceptacją trzydziestolatek, przyjeżdża z Warszawy do rodzinnej wioski i zaczynają się poszukiwania. Będzie szukać dziadka, a odnajdzie przeszłość. Przy okazji wyjaśnią się częściowo rodzinne tajemnice i niedopowiedzenia.
A w której rodzinie takich tajemnic nie ma? Każdy wśród bliskich, czy znajomych ma takich skrytych, nieracjonalnie postępujących dziadków, zakompleksionych, tęskniących za ojcem Satków, wyidealizowanego przyjaciela z młodości, siostrę, która kochała brata nad życie, dziewczynę, która nieszczęśliwie wyszła za mąż. Kto nie przeżył lub nie słyszał historyjek z pierwszymi klockami lego, zawodami sportowymi, czy o chorych na dwubiegunówkę? Nic nowego. Sztuką jest natomiast zmiksować te historie, doprawić i opowiedzieć po małecku. Jemu właściwym poetyckim językiem i w niepowtarzalnym stylu.
Doceniam piękno i wartość powieści, ale nie jest to moja najukochańsza książka Małeckiego. Gdyby była - dostałaby, jak poprzednie, 10 punktów. Dla mnie to książka bardzo dobra (7pkt), ale… za nieoczekiwane posłowie, które było wielką niespodzianką i przewróciło postrzeganie „Saturnina” dodaję 1 punkt bonusowy. Wyszło 8 pkt. Czyli wybitna? Niech tak zostanie.