Co do tej książki mam bardzo mieszane uczucia.
Gdy czytałam ją z zapałem, nagle go traciłam dlaczego? Zacznę od początku.
Riley Roy, a właściwie Emily Evans, kobieta, która w wieku sześciu lat w brutalny sposób zostaje osierocona. Zostaje adoptowana, przez ciocię, która za wszelką cenę chce ukryć prawdziwą tożsamość siostrzenicy. Udaje jej się to, a przez te wspólnie spędzone lata Riley planowała zemstę, na człowieku, który pomógł sprawcom uniknąć kary. Jednak osoba, która była jej celem, odeszła z tego świata. Jednakże pozostawia po sobie kogoś, kto dla Emily był bardzo ważny, wiele lat temu. Osoba, którą kochała.
Cameron O’Conner przejmuje po ojcu kancelarię, do której na staż przyjmuje Riley. Chociaż nie ma pewności, że to Emily, to mężczyzna w to wierzy. Jednak nie wie, jaki plan ma dziewczyna. Plan zemsty, za stracone osiemnaście lat.
Brzmi ciekawie, prawda? Tak, główny motyw książki, właśnie zemsta na przyjacielu z dzieciństwa jest super pomysłem, ale…
Na początku bohaterka przez autorkę jest wykreowana, na silną i przede wszystkim zdeterminowaną do działania kobietę. Ale to bardzo szybko się ulatnia, wystarczy uśmiech pana Camerona i bach, kolana jej miękną. Rozumiem, stara miłość nie rdzewieje itd. ale tu za szybko się to wszystko potoczyło. Kolejna sprawa, zachowanie Riley. Sytuacja, gdy jest naprawdę gorąco, zaczyna wyrzucać z siebie żal, wtedy rośnie napięcie podczas czytania i bam! Nagle wszystko znika, a szkoda. Chociaż książkę ...