Jakoś trzeba się odnieść do książki tkwiącej w spiżowych okowach arcydzieła, a to nie jest łatwe. Cervantes tworząc don Kichota wprowadził do literatury sporo nowatorskich elementów narracyjnych, które należy przyjąć jako fakt. Pierwszy tom przygód błędnego rycerza zatytułowany „Przemyślny szlachcic don Kichot z Manczy”, sprowokował mnie przede wszystkim do zastanowienia się nad ludzkim szaleństwem subiektywnej percepcji świata. Tytułowy bohater powieści tworząc spójny wewnętrznie, choć idealistyczny, obraz będący realizacją rycerskich eposów, obnażył zakłamanie i pozory, które sprzedajemy otoczeniu. Swoją postawą odrzucił wszelkie ‘ale’ w relacjach międzyludzkich, pozostawiając do swej dyspozycji wyłącznie jednoznacznie moralne credo postępowania. W naiwnym i niezłomnym szaleństwie, zmusił pozostałych uczestników przygód kastylijskich do wykrzesania z siebie, tkwiących głęboko w ludziach, potrzeb bycia lepszymi, niż normalne okoliczności podpowiadałyby.
Z zaangażowaniem równym pierwszemu wrażeniu, śledziłem warstwę formalno-historyczną oddającą późnorenesansowy świat iberyjski, gdzie katolicyzm mieszał się ze zredukowanym militarnie kilka dekad wcześniej islamem. Świat relacji społecznych, tytulatura szlachecka czy wplatane wątki autobiograficzne oswoiły mnie z codziennością Cervantesa. To był świat, który akurat rozstawał się z mitologizującymi rzeczywistość rycerskimi eposami i romansami. Polemika z realiami tych form literackich stanowiła dla pisarza punkt wyjścia do przepracowania wielu ludzkich przypadłości, podniet czy tęsknot. Dla takiego mistrzostwa w żonglowaniu naturą ludzką warto sięgać właśnie po sprawdzone klasyki.
Nieco obniżył Cervantes loty w ostatnich rozdziałach, które skupiając się na opowieściach współtowarzyszy przygód głównych bohaterów, ograbiły całość z dominującego wcześniej rytmu opartego na interakcji 'don Kichot-Sancho Brzuchacz'. Choć 'nowela o nierozważnie wścibskim intrygancie' jest genialnie rozegranym dramatem na miarę Szekspira czy Moliera, to mi ostatecznie niepotrzebnie zaburzyła proces oczekiwanego zanurzania się w lekturę. Same zbiegi okoliczności, spotkania drugoplanowych bohaterów po latach w jednym miejscu i czasie (w karczmie), z 'eskalacją' piękna kolejnych niewiast, niepotrzebnie odrealniło zbudowany pieczołowicie klimat powieści. Z jednej strony, dodały być może nowego wymiaru przesłaniu autora i przyczyniły się do stworzenia finalnego arcydzieło, z drugiej jednak pozbawiły powieść zwartości.
Polskie nowe tłumaczenie, to zasługa Wojciecha Charchalisa, który uwspółcześnił tekst, pozbawiając go nieczytelnych nam kodów, często również już niedostępnych i czytelnikom oryginału. We wstępie przybliżył trochę samego pisarza, kontekst powstania powieści i własne zmagania z materią poddawaną translacji. Zabieg przejścia od kulturowo zakorzenionych nazw własnych: 'Dulcynea', 'Pansa' i 'Rosynant' do 'Cudenii', 'Brzuchacza' i 'Chabettona' wydał mi się przesadzony, choć w przypadku przydomków kilku epizodycznych postaci, uzyskał Charchalis piorunujący efekt zrozumienia u czytelnika (polecam jego przypis na str. 245). Przez to momentami zaśmiewałem się do łez. Ładnie wydane dzieło dopełniają świetne rysunki Wojciecha Siudmaka. Stanowią ciekawą interpretację odmalowanego słowami szaleństwa don Kichota.
By świadomie i z płodnym w przemyślenia nastawieniem czytać don Kichota, chyba trzeba trafić z lekturą w odpowiedni nastrój i etap życia. Nie wiem, kiedy to następuje u innych, ale i tak warto ostatecznie Cervantesa kiedyś przeczytać. To taki drogowskaz w kulturowym dziedzictwie europejskim.