Historia o kobiecej przyjaźni, trudnych wyborach, poszukiwaniu własnej tożsamości i odnajdywaniu w nowej rzeczywistości. To książka o kobietach, które żyły w świecie zdominowanym przez mężczyzn.
Wszystko zaczyna się w Paryżu w przepełnionym przytułku dla sierot. Władze podejmują decyzję, by część pensjonariuszek wysłać do Luizjany. Mają tam być żonami i matkami. Nie wiedzą, co je czeka, a jednak potulnie wyruszają w podróż.
Zawsze z przyjemnością sięgam po tytuły, które są inspirowane historycznymi wydarzeniami, często takimi, o których nie miałam pojęcia. Dlatego, kiedy przeczytałam opis tej książki, byłam przekonana, że to coś dla mnie. Jednak szybko się przekonałam, że tym razem intuicja mnie zawiodła. Być może moje wymagania były zbyt wysokie, a być może to nie było odpowiedni moment na taką lekturę.
„Przeklęty raj” to historia przedstawiona z perspektywy kobiet, które nie miały prawa głosu. Kobiet, które doświadczyły w życiu wiele zła, ale dzięki przyjaźni, potrafiły przetrwać to, co przygotował dla nich los. Opowieść bardzo ciekawa, pozwalająca na odkrywanie nieznanej historii, ale zabrakło mi w niej emocji. Nie przywiązałam się do żadnej z bohaterek. Nie odczuwałam wraz z nimi strachu, niepewności. Czytałam tę opowieść na chłodno tak jak podręcznik...
Nie uważam, że czas, który poświęciłam tej książce, był zmarnowany, bo jednak nauczyłam się czegoś nowego. Przyjemnie było poznać pióro nowej autorki, które jest przyjemne w odbiorze i lekko się czyta. Doceniam również merytoryczne przygotowanie i badania nad historią, którym Julia Malye poświęciła kilka lat. Jednak ta fikcyjna część była dla mnie niewystarczająca, nie mogłam się w nią zaangażować.
To, że książka nie zrobiła na mnie wrażenia, nie oznacza, że odradzam jej czytanie. Dzielę się moimi odczuciami, ale uważam, że ilu czytelników, tyle opinii. Mnie nie porwała ta powieść, ale dla Ciebie może okazać się wyjątkowa.