Przeszli nie mało, jednak ich historia zakończyła się szczęśliwie. Byli razem, wzięli ślub, a przeszłość zniknęła na zawsze. Przynajmniej tak miało być i było przez pierwsze lata. Anka i Connor Hanniganowie wrócili do domu na Camden Roe, kochali się i wspólnie układali sobie życie. Jednak w pewnym momencie zapragnęli mieć dziecko i tu pojawiły się problemy. Pomimo starań nie udawało się, a w ich doskonałe małżeństwo zaczął wkraczać kryzys. Już nie jest tak cudownie, jak na wcześniej, już nie jest tak wspaniale, jak zaraz po ślubie.
Kiedy już mają wszystkiego dość i nie wiedzą co robić dalej, do ich drzwi puka była żona Connora. Leanne nie jest sama, a ze swoją prawie pięcioletnią córeczką. Na dodatek prosi mężczyznę o opiekę nad nią, bo jej sytuacja sprawia, że tego potrzebuje. Connor nie zamierza się zgadzać, nie chce kolejnych konfliktów z Anką, dlatego odmawia. Jednak jego obecna żona ma na ten temat inne zdanie i przekonuje go, aby zgodził się zaopiekować dzieckiem. Jak to wpłynie na ich codzienność? Jak wiele zmieni się, gdy pojawi się Lily? Jak potoczą się dalsze losy Anki i Connora.
Dla mnie pierwszy tom był pozycją lżejszą, taką na leniwy wieczór i dokładnie takie same odczucia mam odnośnie do tomu drugiego. Książka ma trochę ponad 250 stron, czyta się ją szybko, a więc spokojnie można było ją przeczytać naraz (przynajmniej ja nie miałam z tym problemu). Akcja ani nie bardzo szybka, ani niewolna czy nużąca.
Historia w książce mnie się podobała. Uważam, że była nawet wciągająca, a także wywołująca emocje podczas czytania.
Bohaterowie się trochę zmienili, są starsi. Jednak tym razem nie mogę wam o nich powiedzieć więcej niż w zarysie historii.
„Powrót na Camden Roe” to lekka, a jednocześnie ciekawa książka, taka na leniwy wieczór. Spędziłam z nią miło czas i polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA