To było tak dawno... Mia March i jej "Klub filmowy Meryl Streep" pamiętam jako nieobowiązującą lekturę w sam raz na lato. I zawsze już będzie mi się kojarzyć jako ciepła opowieść o retrospekcjach z życia trzech kobiet przedstawianych w zaciszu pewnego pensjonatu, w którym trwa miesiąc filmowy z gwiazdą M.Streep. W przypadku "Poszukiwanego" również odbywają się wieczory filmowe z gwiazdą. Mały pensjonat, powrót do tradycji piątkowych seansów i w pierwszym miesiącu pada na Colina Firtha, który nie tylko na ekranie odtwarzacza ma okazję zaistnieć, ale również oczekuje się go na planie kolejnego z filmów kręconych w miasteczku, w którym przyjdzie się spotkać Veronice, Bei oraz Gemmie.
Tak jak postać aktora łączy lokalną społeczność w śledzeniu śladów jego obecności, tak trzy kobiety połączy historia Domu Nadziei.
Klimat nadmorskiego miasteczka letniskowego bardziej rozleniwia i subtelnie przeplata historie wywołujące traumy, niżby miał podnosić temperaturę i wyostrzać dramatyzm sytuacji. Co prawda zdarzają się krótkotrwałe iskrzenia między bohaterami lecz ostatecznie lekko rozmywa się to wraz z niespieszną akcją. Boothbay Harbor również na mnie ma taki terapeutyczny wpływ. Cieszyłam się wraz z bohaterkami z ich chwil radości, a potem lekko wprawiały mnie w zamyślenie ich smutki i rozterki wypływające z podjętych decyzji. Na dodatek całość wydaje się być osłodzona specjalnymi wypiekami Veroniki, którym nadaje się magicznej roli, a są niczym innym jak słodkim bals...