Książkę otrzymałam na naszym jubileuszowym, 10 spotkaniu A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ jak prezent od sponsora, w tym przypadku sponsorem była sama Autorka za co jej z całego serca dziękuję.
Przyznam szczerze, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale jak czas pozwoli to z pewnością sięgnę po inne jej książki.
Kiedy zaczęła czytać tę książkę, pomyślałam sobie: ot, kolejna powieść obyczajowa, która pozwoli mi spędzić ze sobą kilka wieczorów. Ale książka tak mnie wciągnęła, że przeczytałam ja w tempie błyskawicznym.
Nie jest to porywająca powieść z nagłymi zwrotami akcji, nie jest to powieść przy której kilka godzin nie jesteś w stanie opanować łez wzruszenia, nie jest to powieść przy której śmiejesz się do rozpuku, ale jest w niej coś, co magnetyzuje od pierwszej strony.
Przyznam szczerze, że chociaż główna bohaterka mocno mnie irytowała, (tu plus dla autorki, bo nie jest łatwo stworzyć postać, która wywołuje w człowieku tego typu emocje) to życzyłam jej jak najlepiej, chyba dlatego, że czuła z nią specyficzna więź. Charakterologicznie jesteśmy do siebie podobne, (może dlatego mnie irytowała 😉) ja tak samo jak ona, jeżeli chodzi o pomoc innym wykrzesałabym z siebie ostatnią iskrę i zrobiła to z odwagą i zapałem, ale jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji dotyczących mnie samej, to często zachowuję się jak ostatnia ofiara losu. To się chyba nazywa brak samoakceptacji.
...