Ta powieść dosłownie pozbawi nas tchu, jej podkręcone tempo sprawi, że momentami zabraknie nam powietrza. Takie właśnie są Płuca.
Jak wspomina autor tej książki - każda historia jest po to, by czegoś nas nauczyć, tak i tutaj wymierzy w czytelników całą kanonadę cierpień, pokazując jednocześnie jakim błędem jest brak szczerej rozmowy i szukanie porozumienia.
Ta saga wielopokoleniowa uraczy nas zawrotnym tempem, ledwo zdążyłam rozsmakowac się w Toskanii, a już za moment wylądowałam w Toronto.
Charakter takiego dzieła przyzwyczaja czytelników do powolnej akcji, kreśląc fabułę z rozmysłem, by mieć czas oswoić się z emocjami. Tutaj tego nie doświadczymy.
Epizod z kogutem pokazał także, że autor nieśmiało eksperymentuje z realizmem magicznym.
Autor świadomie kreśli pesymistyczny obraz, który mocno daje się we znaki, ale czy właśnie nie takich książek poszukujemy?
Nie ma w tej opowieści ani grama subtelności, a jej celem jest pozostawienie w czytelniku jątrzących się ran. Choć niektóre zwroty z języka potocznego nieco psuły ten literacki obraz, to jednak fabuła zrekompensowała mi te drobne minusy.