Baudelaire o Paryskim Splinie:
Zamierzam wysłać panu wkrótce Kwiaty zła (znowu rozszerzone) i Paryski splin, który planuję jako ich pendant. Starałem się zamknąć w nim całą swą gorycz i złość. z listu do Wiktora Hugo, 17 XII 1863 Mam jednak nadzieję, że uda mi się stworzyć książkę dość osobliwą, może nawet osobliwszą [?] niż Kwiaty zła ? książkę, w której połączę grozę z groteską i czułość z nienawiścią. z listu do matki, 9 III 1865 Jestem dość zadowolony z mojego Splinu. To w sumie znowu Kwiaty zła, ale więcej w nim swobody i szczegółu, i kpiny. z listu do Juliusza Troubat, 19 II 1866 Paryski splin jest tworem tej samej posępnej i chorej duszy, w którą wczuć się musiał autor, aby napisać Kwiaty zła, a w każdym razie duszy blisko z nią spokrewnionej. W książce prozą, podobnie jak w dziele wierszowanym, dochodzą kolejno do głosu wszystkie myśli, które podszeptuje ulica, przypadek i paryskie niebo, wszystkie drgnięcia sumienia, wszystkie marzenia i tęsknoty, filozofia, sny, a nawet anegdota. Cała trudność, to znalezienie prozy zdolnej oddać rozmaite stany duszy markotnego szlifibruka. Czytelnicy orzekną czy autorowi udało się tę trudność pokonać. Niektórzy sądzą, że jedynie Londyn posiadł arystokratyczny przywilej splinu, Natomiast Paryż, nasz wesoły Paryż, nigdy nie słyszał o tej czarnej chorobie. Może w istocie, jak mniema p. Baudelaire, istnieje również paryska odmiana splinu; twierdzi on nawet, że liczba tych, którzy ją poznali, i którzy ją tutaj rozpoznają, jest ogromna.
Zamierzam wysłać panu wkrótce Kwiaty zła (znowu rozszerzone) i Paryski splin, który planuję jako ich pendant. Starałem się zamknąć w nim całą swą gorycz i złość. z listu do Wiktora Hugo, 17 XII 1863 Mam jednak nadzieję, że uda mi się stworzyć książkę dość osobliwą, może nawet osobliwszą [?] niż Kwiaty zła ? książkę, w której połączę grozę z groteską i czułość z nienawiścią. z listu do matki, 9 III 1865 Jestem dość zadowolony z mojego Splinu. To w sumie znowu Kwiaty zła, ale więcej w nim swobody i szczegółu, i kpiny. z listu do Juliusza Troubat, 19 II 1866 Paryski splin jest tworem tej samej posępnej i chorej duszy, w którą wczuć się musiał autor, aby napisać Kwiaty zła, a w każdym razie duszy blisko z nią spokrewnionej. W książce prozą, podobnie jak w dziele wierszowanym, dochodzą kolejno do głosu wszystkie myśli, które podszeptuje ulica, przypadek i paryskie niebo, wszystkie drgnięcia sumienia, wszystkie marzenia i tęsknoty, filozofia, sny, a nawet anegdota. Cała trudność, to znalezienie prozy zdolnej oddać rozmaite stany duszy markotnego szlifibruka. Czytelnicy orzekną czy autorowi udało się tę trudność pokonać. Niektórzy sądzą, że jedynie Londyn posiadł arystokratyczny przywilej splinu, Natomiast Paryż, nasz wesoły Paryż, nigdy nie słyszał o tej czarnej chorobie. Może w istocie, jak mniema p. Baudelaire, istnieje również paryska odmiana splinu; twierdzi on nawet, że liczba tych, którzy ją poznali, i którzy ją tutaj rozpoznają, jest ogromna.