Udane, moim zdaniem, połączenie prawniczego thrillera, choć to określenie wydaje mi się mocno przesadne, i wielowątkowej powieści obyczajowej, jednak to tej ostatniej jest w książce najwięcej – uprzedzam.
Rzecz dzieje się w niewielkim Clanton w stanie Missisipi, a więc na południu USA, w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Młody lekkoduch, Willie Traynor, któremu nie udało się skończyć studiów, podejmuje w Clanton pracę w bankrutującej lokalnej gazecie. Za pożyczone od babki pieniądze Traynor przejmuje gazetę, która wkrótce okazuje się żyłą złota dzięki na bieżąco publikowanym relacjom, dotyczącym brutalnego zabójstwo Rhody Kassellaw przez członka przestępczego klanu Padgittów.
Jednym z sędziów przysięgłych w procesie Danny’ego Padgitta jest czarnoskóra Callie Ruffin – wprawdzie segregacja rasowa zniesiona została kilka lat wcześniej, ale w praktyce wyglądało to bardzo różnie, zwłaszcza w południowych stanach.
Historia nie kończy się wraz ze skazaniem Danny’ego Padgitta na podwójne dożywocie, co w praktyce okazało się dziewięcioma latami więzienia. Może właśnie dopiero w tym momencie rozkręca się na całego.