Piękne opowiadania, które wzbudzają w czytelniku refleksję nas swoim życiem i nas światem. Język ich jest niby prosty, klarowny, niewidoczny, ale całość oszołamia i zachwyca. Autorka raz pisze w konwencji historycznej, innym razem współczesnej, a w kilku opowiadaniach fantazjuje. Za każdym razem osią jest kondycja człowieka we wszechświecie. We mnie opowiadania te zadrażniły bolące miejsca, coś co uwiera w mojej kondycji ludzkiej. Najbardziej chyba przestraszyło opowiadanie o człowieku, który przez jeden litościwy gest traci wszystko. Opowiadanie przeczytałam dwukrotnie, żeby nie uronić ani zdania. Czytając je po raz drugi śledziłam relację jednostki a społeczności. Dopóki jednostka scala się z grupą i podąża jej rytmem, jest bezpieczna. Dopiero gdy traci rytm, gdy wzbudza w sobie refleksję i robi coś dobrego, to traci płynność życia. Czyż nie tak jest z nami? Że żeby żyć musimy gnać za wyścigiem szczurów?
Opowiadanie o synu, któremu matka zostawia przetwory też porusza. Opowiadanie o Zielonych ludzikach budzi z kolei refleksję nad wojną i pacyfizmem. Z kolei opowiadanie o klasztorze każe zapytać o humanizm w świetle zdobyczy medycyny.
Podsumowując, jeśli miałabym oceniać te opowiadania w kontekście tego, co one mi dały, ale i w kontekście tego, co jako w sumie polonistka mogę z nich wyciągnąć, to i w jednym i w drugim oceniam je jako świetne. W literaturze polskiej nasuwają mi się podobieństwa do opowiadań Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Jako osoba refleksyjna w...