O demoralizującym wpływie powieści na młode panienki.
Katarzyna Morland zaczytuje się w powieściach. Nie byłaby to jeszcze żadna zbrodnia, gdyby nie jej nad wyraz wybujała wyobraźnia, która narobi jej trochę kłopotów. Panna Morland zostaje zaproszona przez znajomych do Bath, modnego w towarzystwie targowiska próżności. Jako naiwna dziewczyna, będzie miała trudności ze zrozumieniem towarzyskich gier, w których większość, chcąc czy nie chcąc, bierze udział. Pozna dwie zupełnie odmienne kobiety, które zabiegać będą o jej przyjaźń. Czy Katarzyna będzie w stanie rozsądnie ocenić obydwie kandydatki i ich intencje? Czym się zakończy wizyta w tajemniczym opactwie Northanger? Może panna Morland w końcu spełni swoje marzenia i zostanie heroiną jak z kart powieści, które tak uwielbia.
Jane Austen dała małego prztyczka w nos powieściom gotyckim, może jakaś ją w młodości wybitnie zdenerwowała i to była mała zemsta. "Opactwo Northanger" to całkiem zabawna historia młodej i naiwnej panienki, która trochę za bardzo wczuła się w czytaną literaturę. W jej wieku to jednak nic szczególnego, też kiedyś taka byłam, ale po trzydziestce człowiek robi się bardziej pragmatyczny. Zamiast z trwogą szukać w lochach opactwa wyjących duchów, wciągasz je na listę domowników, żeby łatwiej było planować rodzinne imprezy, ubezpieczasz ich i zakładasz konto w banku, żeby zawsze mieli drobne na własne wydatki.