Moje pierwsze zetknięcie z twórczością tej autorki.
Okładkowy blurb głosi, że jest to „Buzująca emocjami opowieść o miłości, tajemnicach i sile dobra”. No może jest. Tylko strasznie przegadana. Autorka jest polonistką więc możliwe, że to z tego powodu nadmiernie częstuje słowami. Książka jest bardzo gruba (akurat czytałam "papierówkę" wyłowioną spośród moich "pohańbionych" książek, które zgromadziłam na półce jeszcze w czasach gdy gromadziłam nałogowo).
Miłość od pierwszego wejrzenia dwójki osób poznanych w nieciekawych okolicznościach. Przedszkolanka i policjant. Ona ratuje jego gdy niemal na jej oczach został postrzelony. Od tego czasu zaczyna się poznawanie siebie przez niemalże siedemset stron. Nie czepiam się wątku fabularnego. Nie jest zły i, jako że w literaturze wszystko już było i raczej trudno w morzu zalewających nas nowości napisać coś odkrywczego, gdyby go tak niepotrzebnie nie rozwlec byłoby całkiem fajnie. W książce jest dużo niepotrzebnych słów, które mają niby nadawać klimat, a w rzeczywistości czasem trudno powstrzymać ziewanie. Gdyby ściąć nadmierny słowotok, dodać trochę pikanterii i ciut więcej emocji, które obiecuje blurb, a których jednak za wiele tam nie ma, byłoby całkiem przyjemne trzysta stron na jeden wieczór, a nie mordownia na cały weekend.
Brnęłam w tę nieszczęsną fabułę bo raczej nie porzucam napoczętych książek i w sumie ciekawiło mnie jak zakończy się wątek Sary i Maksa, chociaż od pewnego momentu można się domyśl...