„Nieraz się zastanawiała, w którym momencie wychowania popełniła błąd, przecież zawsze uczyła ich wrażliwości na drugiego człowieka i miłości do Kaszub i Polski.”
Piąty tom cyklu sagi kaszubskiej za mną. Wow co to była za czytelnicza uczta, Daria nie oszczędzała swoich bohaterów w tej trudnej wojennej zawierusze. Co z tym szczęściem rodziny Stolmanów, gdzie się zawieruszyło?
„I zrozumiała jeszcze coś: jak bardzo z miłości do Abrama i z miłości do swojej rodziny zniszczyła sobie życie.”
Wojna zbliża się ku końcowi, Wojska Armii Czerwonej mają za cel przejąć władzę i wybić Niemców, jednak po drodze wybijają i Polaków, Kaszubów i Żydów. Ich brutalność jest trudna do opisania.
Rodzina Stoltmanów nie da się wpisać w ramy, walczą o swoje i nie obawiają się działać w zgodzie z własnym sumieniem, choć nie każdemu mogą się te działania podobać.
Ktoś poświęci swe życie, ktoś inny miłość, ale wszyscy utracą wolność.
Jedni przypłacą najwyższą cenę innych złamią żołnierze, ile będą w stanie poświęcić dla rodziny i dla państwa?
A zagadka śmierci Bernata Stoltmana nie daje spokoju, czy ta niewiadoma wreszcie się wyjaśni?
„– Jeśli w tym całym złym świecie, który nas otacza, my także zaczniemy być dla siebie źli, to nie ma już dla nas żadnej nadziei. Musimy zachować w sobie miłość. Bo jak stąd wyjdziemy, ktoś musi budować świat od nowa, na miłości, a nie na złości i nienawiści (...).” Ta historia rozbiła mnie emocjonalnie w drobny mak, do tego stopnia, że nie byłam w stanie usiąść do napisania recenzji. Daria przenosi nas w czasy kiedy Druga Wojna Światowa zmierza ku końcowi, brutalność żołnierzy jest coraz większa, a emocje czytelnika buzują z zawrotną szybkością. Koniec jak zawsze pozostawia wiele niewiadomych co dalej? Zawsze się mówi, że to tom pierwszy jest najlepszy, a mi się wydaje, że w tej sadze im późniejszy tom tym lepsze chwile z książką, bardziej bolesne, bardziej namacalne, bardziej brutalne.