Bardzo długo czekałam, by zacząć czytać tą serię. Poleciła mi ją moja przyjaciółka z internetu, która ewidentnie ma nosa do dobrych książek. I choć mamy zupełnie inne gusta czytelnicze, to jednak, kiedy już powie, że coś jest warte poświęconego czasu, to tak naprawdę jest.
W pierwszej chwili wydawało mi się, że często się wzruszam przy czytaniu z powodu tego, że jestem w ciąży. Jednak po skończeniu zajrzałam na poprzednie recenzje i zdałam sobie sprawę, że mój stan nie miał z tym nic wspólnego. Bardzo polubiłam główną bohaterkę Delfinę, która jest bardzo skromną postacią. Potrafi się martwić o innych samą siebie zostawiając na koniec. Niby ma wielkie marzenia, ale ze względu na swój niewyczuwalny talent nie jest pewna, czy powinna go wcielić w życie. Jej dziadek często powtarza, że naprawa samochodów nie jest odpowiednią pracą dla dziewczyny z jej talentem, jednak ona zbywa go zawsze jakimiś błahymi odpowiedziami. Najzwyczajniej w świecie boi się nieznanego i odrzucenia. Wciąż ma w głowie swoją mamę, która ją zostawiła. Ta trauma ciągnie się za nią uparcie utrudniając złapanie jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi. Niemal westchnęłam, kiedy w końcu na jej drodze pojawił się pewien gitarzysta. Pomyślałam nawet, że w końcu czar pryśnie, a niewidoczna bańka strachu w końcu pęknie robiąc miejsce dla długo wyczekiwanego przeze mnie uczucia. Tak, ja go wyczekiwałam, bo bohaterka gdyby mogła, to nikogo nie dopuściłaby do swojej skorupy strachu. I dzięki Bogu wszystko, co ...