Już od grudnia 1655 r. Toruń znajdował się w rękach szwedzkich i był strzeżony przez silną załogę. Gdy żywiołowe powstanie całego narodu polskiego przekonało "rozbójnika Europy", króla Karola Gustawa, że ze swymi weteranami z trzydziestoletniej wojny nie jest w stanie utrzymać w uległości całej Rzeczypospolitej, wytrącony w ten bolesny sposób z "protektorskich" marzeń, musiał zaspokoić swój nienasycony apetyt tylko częścią zawojowanego w pierwszym zapędzie państwa. Powrócił więc w ten sposób do realniejszej polityki swego genialnego poprzednika na szwedzkim tronie, Gustawa Adolfa, polityki, której celem było "dominium maris Baltici", a środkiem zawładnięcie jego wybrzeżami. Po Inflantach, po niemieckim Pomorzu miała przyjść kolej na Prusy Królewskie, na które spoglądał z chwilowym skutkiem już wielki Gustaw. Polska nie mogła oczywiście dać sobie wydrzeć bez walki tego kraju, który niegdyś z takim trudem odebrała Krzyżakom, który stanowił jej okno na świat i którędy szedł zagranicę jej eksport zbożowy. Wrota do ziemi chełmińskiej i całej pruskiej krainy stanowiło właśnie miasto Toruń, leżące o kilka kilometrów poniżej ujścia Drwęcy do Wisły i panujące nad dolnym biegiem tej głównej życiodajnej arterii polskiej Korony. Samo zajmując prawy brzeg rzeki, dzierżyło mocno za pomocą oszańcowanego mostu także lewy brzeg i miało w swych rękach komunikację z Gdańskiem i innymi miastami nad dolną Wisłą...