Po ponad roku przerwy postanowiłam zapoznać się z kolejna książką Jo Nesbø, pod tytułem "Nóż". Z przykrością stwierdzam, że tym razem autor zawiódł mnie niemal na całej linii i niestety, nie podzielę zachwytów nad tą pozycją.
Już w poprzednich książkach zauważyłam, zresztą nie tylko ja, że autor, wrzuca Harry'go Hole do wyra każdej napotkanej przez niego kobiecie. A one niczym rasowe nimfomanki, dla których obiektem uzależniającym jest nie sam seks, ale seks konkretnie z "tym" Harrym, mało się nie pozabijają nawzajem w kolejce do tego śmierdzącego przetrawionym alkoholem i przepoconymi skarpetami wielkoluda.
Nie wiem jakie kompleksy sobie leczy, takim traktowaniem kobiet, autor, ale ja tego nie kupuję, tym razem już pan przesadził, panie Nesbø. Może ja jestem staroświecka, ale ja takiego śmierdziela, nie wpuściłabym nie tylko do łóżka, ale i do domu. A one zachowują się jak jakieś zaćpane Harrym, naprawdę tak pan postrzega kobiety panie autorze?
Jedyna "normalna" kobieta według Jo, to oczywiście Rakel Fauke,na której to cześć, autor "myślami" Harry'ego pieje pieśni i peany pochwalne przez niemal pierwsze pół książki. Rozkminia i psychologizuje i filozofuje i dywaguje, czy ta "święta" istota przyjmie go z powrotem. Jednak w sumie to nie ważne, bo i tak może przecież iść do innej jakiejkolwiek swojej wielbicielki i ją przelecieć. A ona będzie najszczęśliwsza na świecie, chociaż Harry będzie tak nawalony, że i tak nie będzie pamiętał, którą "damę" ze swego haremu przeleciał, kiedy i z jakim skutkiem.
Co poza tym? Harry co chwila powtarza "aha", jakby się zacinał, a wszyscy inni w tej książce wciąż powtarzają końcówki zdań mówionych przez poprzednika, przykład:
"Zastanawiam się, czy moglibyśmy dzisiaj pójść do restauracji" "do restauracji"?. Pogłuchli nagle wszyscy czy jak? A i jeszcze jedno, ten tom sponsoruje słowo "blackout", używane do znudzenia.
Tak więc, mimo całej kryminalnej intrygi, którą mogłabym ocenić nawet na siedem gwiazdek, ja z panem Nesbø raczej się pożegnam. Bo ta prywata w takim wydaniu i ilości tak obszernej zaczyna mnie porządnie irytować. Chociaż, gdzieś tam na półce chyba jeszcze jakiś Nesbø się plącze.