Na tych pustkowiach mogą żyć tylko ludzie twardzi... Charly hoduje rasowe konie, Tanner tropi przemytników. Do jej domu trafił przypadkiem w pewną mroźną noc...
Fragment
"... Tanner,niczym kochanek, wyszeptywał czułe słowa, choć ledwo mógł poruszać zdrętwiałymi wargami. Nie przestając mówić, zdjął z ramienia karabin i oparł go o ścianę stajni. Włóczenie się po lasach północy bez broni byłoby głupota lecz w tej chwili karabin tylko krępował mu ruchy. Na szczęście zapach koni zdezorientował sowę. Nie uciekała. Tanner zbliżył się o krok w jej kierunku, po chwili zaryzykował jeszcze jeden. No dobrze, kochana. Siedź spokojnie, jeszcze tylko chwilę. Przecież wcale się mnie nie boisz,prawda? Jesteś ranna, kochanie... Gdy pokonał kolejne pół metra, sowa z determinacją nastroszyła się i rozłożyła szeroko skrzydła. Wyszeptał jej, co myśli o durnych, upartych babach z mózgiem wielkości ziarnka grochu i wyraził wątpliwość co do jej szlechetnego pochodzenia oraz moralności. Przeklinał w trzech językach równocześnie po angielsku, hiszpańsku i francusku cały czas używając najczulszego i najbardziej pociągającego tonu, na jaki potrafił się zdobyć..."