Weronika to młoda kobieta, która zmuszona jest zmienić całe swoje życie.
Zmienia wygląd, pracę, miejsce zamieszkania i swoje priorytety.
Zagubiona, zmęczona i zrezygnowana ma tylko jeden cel: chronić swoją tajemnicę, którą skrzętnie ukrywa na poddaszu małej chatki.
Mroczne, nieoczywiste, pełne niespodziewanych zwrotów akcji thrillery to moja ogromna słabość. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, powiew niepokoju, odczuwalny gdzieś na karku i kotłujące myśli. Jeśli dodatkowo, nie jestem w stanie przewidzieć, co wydarzy się w kolejnym rozdziale, czy nawet w kolejnym akapicie to jest to znak, że absolutnie przepadłam w czytanej historii.
Tak właśnie było z “Nikt nie może wejść”. Autorka fenomenalnie zbudowała napięcie, przesiąknięte do granic tajemnicą, ozdobione zawiłościami, niedopowiedzeniami i pokaźną liczbą “plot twistów”, które rozbiły w drobny mak moje przypuszczenia/yh jakiekolwiek podejrzenia co do dalszego ciągu fabuły.
Powieść napisana jest w narracji pierwszoosobowej z perspektywy głównej bohaterki Weroniki. Nie będę ukrywać, że thrillery najbardziej lubię czytać, kiedy przez tekst prowadzi mnie narrator wszechwiedzący, mam wtedy możliwość, widzieć i doświadczać mocnej i więcej, niż bohaterzy. Jednak jeśli chodzi o książkę, która jest przedmiotem tej recenzji narracja pierwszoosobowa, pasuje idealnie. Pokuszę nawet o stwierdzenie, że to strzał w dziesiątkę, ponieważ fakt,...