Co sprawia mi ogromną czytelniczą satysfakcję? To, że zdarza mi się sięgnąć po książkę zupełnie w ciemno, a ona okazuje się być świetna pod wieloma względami. O "Nikomu nie powiem" nie słyszałam ani słowa, może tytuł sprawił, że ci, którzy zapoznali się z tą lekturą, zostawili wrażenia dla siebie, ale ja nie zamierzam. To powieść dla fanów motywu zamkniętego pokoju wręcz obowiązkowa.
"Nikomu nie powiem" to jedna z tych opowieści, których szczególnie mi brakuje we współczesnej literaturze, mam wrażenie, że autorzy zapomnieli już o tym jak ciekawe fabuły można zbudować wokół spadku. A jak do spadku dodamy tajemnice sprzed lat, która nie pozostaje bez wpływu na aktualne wydarzenia, to mamy już historię trzymającą w napięciu od początku do końca. Duża rodzina z wieloma sekretami, gra pozorów i miejsce, przywołujące wspomnienia, nie tylko te pozytywne. Te wszystkie elementy oczarowały mnie i sprawiły, że spędziłam emocjonujący czas z książką.
Punktem wyjścia dla fabuły jest rodzinne spotkanie potomków tragicznie zmarłego małżeństwa MacAllisterów. Okazuje się, że ojciec rodzeństwa nie tylko za życia był specyficzny, ale i po śmierci postanowił zaserwować im wątpliwą rozrywkę. By móc podzielić między siebie majątek, muszą rozstrzygnąć, co wydarzyło się przed laty na obozie prowadzony przez ich rodzinę choć nie udało się to wtedy policji.
Każde z piątki rodzeństwa ma też własne tajemnice, które stopniowo wychodzą na jaw, zastanawiająca jest także po...