Przyznam szczerze, że przeczytałam tą książkę po raz piąty, czy może i siódmy. Straciłam rachubę, ale to tylko pokazuje, że z jakiegoś powodu lubię do niej wracać (chociaż całkowicie w rereadach rządzi u mnie „Cztery”). Jednak, chociaż za każdym razem idzie mi sprawniej i nie stanowi ona wyzwania na więcej niż jeden dzień, za każdym tez razem dostrzegam w niej inne rzeczy. Tym razem przede wszystkim rzuciła mi się banalność niektórych wypowiedzi. Do bólu wręcz tępość bohaterki w tym momencie jest dla mnie niezrozumiała. Tris wydaje się inteligentna, sprytna, a przede wszystkim szybko myślącą osobą, ale jak coś palnęła…
Niemniej, od zawsze pomysł na fabułę, przedstawienie świata i zależności w nim podobały mi się, chyba nawet bardziej niż w porównywanych do „Niezgodnej” „Igrzyskach”. Ja nigdy ich nie stawiałam na równi i nadal tego robić nie będę. Jak na młodzieżówkę, książka ma sporo „złotych myśli”, dosyć uniwersalnych praw, nieco humoru i oczywiście romans w tle. Ale nie jest on nachalny, czym bardziej zasłużył na moje uznanie. Podobały mi się szczególnie akty odwagi, zazwyczaj tej bezinteresownej u Tris. Coś, co ją chociaż trochę wyróżniło. To, jak bez wahania rzucała się, gdy komuś groziło niebezpieczeństwo. Ze wszystkich części cyklu, to właśnie ta i wspomniany wyżej dodatek zazwyczaj męczyłam. Musi mieć ona jednak w sobie coś takiego, że spodobała mi się bardziej od reszty trylogii. Wydaje mi się, że chodzi o to zagłębianie się w świat, w system frakcyjny, o po...