Luke Allnutt napisał książkę o bolesnej stracie, zniszczeniu marzeń, radzeniu sobie z bólem, ale też o głębokiej miłości, nieprzemijalnej przyjaźni, niezniszczalnej nadziei. Powieść ma kilka niedociągnięć, których można by się przyczepić, ale w mim przypadku nie analizowałam tego aż tak bardzo bo nie potrafiłam jej czytać obojętnie. Chociaż nie wciągnęła mnie od pierwszej chwili to nie obyło się bez łez wzruszenia bo historia została ukazana wiarygodnie. Autor świetnie odzwierciedlił uczucia rodziców i przemianę rodziny dotkniętej tragedią. Nie chcę podsumować moich rozważań frazesami w stylu „ trzeba się cieszyć chwilą „, „ kochajmy bliskich, bo tak szybko odchodzą „, „ doceniajmy to, co mamy”, bo nic nie jest w stanie przygotować człowieka na starcie się z bólem i bezsilnością. W końcu zostajemy sami z niewysłowionym cierpieniem i swoimi emocjami bez zrozumienia, bo nie jesteśmy wyjątkowi ani my ani nasze cierpienie. Warto przeczytać, każdy zapewne w tej powieści odnajdzie coś innego, odczuje ją inaczej i przeżyje emocje na swój sposób. Ze mną ta powieść zostanie na dłużej.