Warszawiak, Orsaczek, Dziewiątka, Apostoł.
Są z bazy "Drzewa". Każdy z nich ma coś na sumieniu i przed czymś uciekł. W góry. Bo tu nikt nie zadawał pytań. Nie osądzał. Tu mogli pracować przy zwózce drewna.
Kilku ludzi już stracili. Chcieli stąd uciec.
A partia przysłała im nowego, do pomocy. Zamiast lepszych samochodów, na które czekali. Na dodatek przyjechał z żoną Wandą. I jeszcze jednym pomocnikiem.
Do osady bazy dołączyli więc Zabawa i Partyzant.
"Tak jest, że jeśli w piekle znajdzie się kobieta, to wychodzi z tego jeszcze większe piekło."
Towarzystwo z przymusu mieszkające razem w baraku. W lesie i bezpośrednim sąsiedztwie z wilkami. Poker. Alkohol. Ciężka i niebezpieczna praca. Podejmowane (często niepotrzebnie) ryzyko powodowało wypadki. Najczęściej śmiertelne. Bo teren był trudny, jak to w górach. A ludzie niebezpieczni.
Wyjątkowo dobrze mi się czytało to opowiadanie. Specyficzne z racji czasu, w którym rozgrywa się akcja (pięć lat po wojnie), ale bardziej ze względu na bohaterów i tematykę. Bo żaden z nich nie wiedział, kto będzie tytułowym "następnym". Ale to, że ktoś będzie nie podlegało dyskusji.
Brutalna rzeczywistość.