"Czasem, gdy puka przeszłość, lepiej po prostu udawać, że nas nie ma."
Adam Dzierżek w najnowszej powieści o bajkowo wręcz brzmiącym tytule „Na białym koniu” wciąga nas w najniższe kręgi piekła, które człowiekowi potrafi zgotować tylko inny człowiek. Opis na okładce nawet w części nie oddaje emocji, jakie towarzyszą zagłębianiu się w przepełnione gwałtem, perwersją i przemocą sceny. Czy ten mroczny i przerażający świat funkcjonuje naprawdę w cieniu naszego wypełnionego zwykłymi codziennymi radościami i troskami? Wolę nie próbować znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Z pewnością nie chciał jej szukać również Karol, który otwierając drzwi zdesperowanemu ojcu jego dawnej przyjaciółki nie spodziewa się, że jego monotonne i przewidywalne życie runie w przepaść, z której już nigdy nie uda mu się wydostać. Wyruszając na pomoc dziewczynie mężczyźni odkrywają ciemną stronę ludzkiej natury i brutalne rozrywki, za które wielu zapłaci grube pieniądze. Im również przyjdzie słono zapłacić za swoje wścibstwo.
Przeraża jak niewiele znaczy ludzkie życie, na jakie spaczone rozrywki jest popyt i z czego można uczynić patent na biznes. Zwykłemu człowiekowi to się nie mieści w głowie, ale z drugiej strony czy to nie tak zwani zwykli ludzie napędzają ten biznes oczekując coraz to nowych podniet i przekraczania granic?
Tempo następujących po dość spokojnym początku zdarzeń nie pozwala odłożyć książki nawet na moment. Przy lekturze trzymało mnie równie mocno przerażenie i chęć poznania granicy tego krwawego obłędu. Wierzcie mi, że niektóre obrazy pozostają w głowie na długo odbierając apetyt i wiarę w człowieczeństwo. To kawał krwistego, ociekającego brutalnością i zezwierzęceniem literackiego mięsa, który nie tylko bohaterów zmienia na zawsze.
Naprawdę mocna rzecz, ale zdecydowanie warto się z nią zmierzyć, a ja jestem ciekawa czym zaskoczy mnie Autor przy następnej powieści.