Książkę tę jestem zmuszona zaliczyć do jednych z najgorszych, które do tej pory czytałam. Niestety, ale lektura jej mnie straszliwie męczyła, przeczytanie każdej strony było dla mnie sporym osiągnięciem. Co się tu wydarzyło, że książka okazała się totalną klapą?
Christiane to młodziutka dziewczynka, która powoli wchodzi w okres dojrzewania. Ma swoich znajomych, z którymi spędza wolne chwile, chodzi do szkoły i mieszka razem z mamą. Coś mocno idzie nie tak, skoro nagle zaczyna “zabawy” z narkotykami. Coraz więcej czasu spędza na tytułowym dworcu zoo i coraz głębiej wnika w te niebezpieczne towarzystwo. Czy ostatecznie się opamięta i uda jej się wyjść z nałogu?
Ta historia była totalnie przerażająca. Na początku myślałam, że ocenię ją znacznie wyżej, ale gdzieś po drodze doszłam do wniosku, że jednak książka ta mi się nie podobała w najmniejszym stopniu. Nie mogłam znieść tego, jak ta urocza niegdyś dziewczynka stacza się coraz bardziej. Najbardziej denerwowało mnie jej podejście, mówiące, iż w każdej chwili może iść na odwyk, jej ciągłe mówienie, że przecież ona nie jest uzależniona… Kogo chciała oszukać? Chyba samą siebie. Plusem były archiwalne zdjęcia Christiane i jej znajomych, które zostały umieszczone w środku książki. Sprawiały one, że tym bardziej cała historia zdawała się jeszcze realniejsza. Drugim plusem był lekki styl pisania autorów. I niestety, ale na tym zalety się kończą. Nic chyba nie jest w stanie mnie przekonać do tej pozycji. Dosłownie wszystko poszło tu nie tak jak powinno. A może to tylko wina tego, że czytałam ją w nieodpowiednim czasie? Historia była dołująca, czego się w sumie spodziewałam. Z przerażeniem czytałam, jak Christiane stacza się coraz bardziej i nie potrafi się odbić od dna. Nie będę tej książki polecać nikomu, bowiem jest ona dołująca, chociaż z drugiej strony zmuszająca odrobinę do myślenia o tym, że trzeba na każdym kroku kontrolować, co się dzieje z naszymi dziećmi. Ku przestrodze.